Odcinek 85

Wiosenna zima, która zapanowała w Mieszcznie, radowała wielu jego mieszkańców. Zamiast wydawać na węgiel i na drewno emeryci mogli w końcu wykupić przynajmniej część recept. Drogowcy po raz pierwszy od dwóch stuleci dumnie nosili podniesione czoła.

- Zima nas w tym roku nie zaskoczyła! Wszystkie drogi przejezdne! - meldował z dumą obermajster drogowy Jurkowi Toczkowi, który ze zdziwieniem spoglądał w okno. Nic nie zapowiadało zasp ani większych mrozów, więc nie wiedział dlaczego pan na powiatowych drogach był tak z siebie dumny. Wiele jeszcze miało go zaskoczyć...

Na wszelki wypadek zadzwonił do pani Dolińskiej.

- Słuchaj, podobno wszystkie drogi są przejezdne?

- Do ciebie też dzwonił? Musi się chłop raz czymś pochwalić. Zobaczysz, jak spadnie śnieg, to mu natychmiast komórka przestanie działać - w przeciwieństwie do Toczka przeżyła już parę zim w gabinecie i nie miała złudzeń.

- Ale tak przy okazji... - kontynuowała - wiesz, dobrze podrzuciłeś mi temat. Jak jechałam do roboty to brudu, piachu na ulicach tyle, że aż strach patrzeć. Trzeba by coś z tym zrobić!

Pogonię chyba dziś kota Nikiforowi!

- A mógłbym przy tym być? Jeszcze tak za bardzo nie potrafię sobie ludzi poustawiać do pionu, trzeba się przyzwyczaić...

- Dobrze, to o 12.00 u mnie! - pani Dolińska była dumna, że może podzielić się swoim doświadczeniem z początkującym kolegą.

Nie doceniła jednak Nikifora. Wprawdzie zajmował się on obecnie tylko i aż porządkiem na mieszczneńskich włościach, lecz zawodowym dyrektorem był już od lat. Niezawodny instynkt podpowiadał mu, że nowa miotła dobrze miecie przez pierwsze miesiące, a później można się już jakoś uchować. Z samego rana wezwał więc do gabinetu swego zaufanego od lat zastępcę.

- Wiesz gdzie mieszka pani Dolińska?

- Jeszcze nie wiem, ale będę zaraz wiedział!

- No to za trzy godziny, a najpóźniej do pierwszej cała droga od jej mieszkania aż do biura ma błyszczeć, jak wiesz co! Rzucić wszystko i wszystkich do roboty!

Zastępca nawet nie mrugnął okiem. Znał Nikifora od lat. Nie zdążył jeszcze wyjść z gabinetu, gdy zadzwonił telefon i miły głos sekretarki pani Dolińskiej powiadomił o spotkaniu.

Zimny i ciemny gabinet odziedziczony po Długalu nabrał przy nowej gospodyni odrobinę ciepła. Wystarczyło parę kwiatków, jakiś obrazek zamiast wytartej mapy czy przestawienie krzeseł otaczających stół konferencyjny. Tym razem pani Dolińska postanowiła jednak wystąpić wyjątkowo oficjalnie. Poprawiła się na grubej poduszce leżącej na fotelu za biurkiem. - Kiedy w końcu zrobią mi ten nowy fotel? - lekko się zezłościła, gdyż mebel wykorzystywany wcześniej przez Długala był jak dla niej o pół metra za wysoki i bez poduszki zza biurka wystawały tylko loczki. Jurek Toczek zasiadł z boku, a dla Nikifora przygotowano twarde krzesło bez oparcia.

Gdy Nikifor wszedł do gabinetu, pani Dolińska przybrała surową minę.

- Dzień dobry, panie dyrektorze - zaczęła oficjalnie, lecz zaraz przerwała, gdy rozpromieniony szerokim uśmiechem Nikifor podbiegł do biurka i wyciągnął zza pleców wiecheć wielokolorowych kwiatów.

- Wiosnę mamy przepiękną, wiosennie całuję rączki pięknej pani - tokował radośnie, usiłując cmoknąć dłoń pani Dolińskiej, która odruchowo się cofnęła i zjechała z poduszki, chowając się pod wysokim blatem.

- Witam, witam! - niezrażony Nikifor potrząsał tymczasem dłonią Jurka Toczka. - Zawsze doskonale rozumiałem się z mądrymi młodymi ludźmi - rzucił komunikat tonem przymilnym, choć z lekka protekcjonalnym.

- No więc, panie dyrektorze - Dolińska usiłowała przybrać surowy wyraz twarzy, lecz Nikifor zareagował jeszcze szybciej.

- Wiosna, wiosną, ale w tych murach zawsze człowiekowi jakoś stare kości marzną! Czy mógłbym naszą szanowną gospodynię poprosić o szklankę ciepłej herbatki?

Zanim więc sekretarka postawiła przed Nikiforem parującą filiżankę, zdołano wymienić kilka zdań o pogodzie, grzybach, które podobno jeszcze pojawiały się w lasach i trudnej młodzieży.

- O właśnie, ta trudna młodzież... - Nikifor nie dopuszczał nikogo do głosu. - Nie wyobrażacie sobie państwo, że po sylwestrze zebrałem z ulic Mieszczna prawie dwie tony pustych butelek! Cała załoga pracowała, nikt nie został za biurkiem. Z ogromnym poświęceniem...

- Zaraz, zaraz! - pani Dolińska w końcu weszła mu w słowo - ale jak dziś zauważyłam, na ulicach jest brudno! Piach chyba jeszcze z lata, śmieci... Tak nie może być!

- Śnieg tego szybko nie przykryje! - wtrącił Jurek Toczek, nie zdając sobie sprawy, że wkroczył na grząski grunt.

- Moja droga gospodyni - Nikifor roześmiał się szeroko, prezentując garnitur porcelany - niemożliwe! Mogły się tam gdzieś jeszcze uchować jakieś resztki, ale to jak zwykle po długich świętach. Gwarantuję, że wszystko lśni. Zresztą proszę do okna.

Faktycznie, widok był imponujący, jezdnie i chodniki błyszczały, tylko gdzieś zza zakrętu dobiegał hałas pracującego na wysokich obrotach kombajnu do zamiatania.

- Cholera, to była lekcja... - pokręcił głową Jurek Toczek siadając w fotelu.

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2007.01.10