Katarzyna i Marek Brzózy, rodzice zmagającej się z rzadką chorobą genetyczną 13-letniej Ksymeny, są zbulwersowani postawą władz miasta oraz podległych im urzędników. W ich ocenie miejscy decydenci nie zrobili nic, by pomóc dziewczynce w kontynuowaniu nauki w gimnazjum z udziałem nauczyciela wspomagającego, a do tego wykazali się obojętnością i bezdusznym podejściem do sprawy. Choć problem doczekał się korzystnego dla Ksymeny rozwiązania, złożyli do przewodniczącej rady skargę na działalność burmistrz Danuty Górskiej.

W kręgu obojętności

NIE DAJE SIĘ CHOROBIE

Ksymena Brzózy ma 13 lat. Kiedy była w czwartej klasie szkoły podstawowej, zdiagnozowano u niej rzadką chorobę genetyczną powodującą m. in. problemy z poruszaniem się. Rodzice dziewczynki nie poddali się jednak i podjęli walkę o to, by ich dziecko mogło w miarę normalnie funkcjonować i kontynuować naukę w Szkole Podstawowej nr 3. Wyjazdy do specjalistów, na rehabilitację, kosztowne leczenie – to chleb powszedni Ksymeny i jej najbliższych. Mimo to dziewczynka świetnie radzi sobie z nauką, lubi towarzystwo rówieśników, jest inteligenta i pełna życia. Na przełomie 2008 i 2009 roku przeszła dwie kosztowne operacje polegające na wszczepieniu stymulatorów mózgu. Dzięki nim jej stan znacznie się poprawił. O dziewczynce Szczytno usłyszało wtedy, gdy w czerwcu ubiegłego roku z inicjatywy społeczności Szkoły Podstawowej nr 3, zorganizowano koncert charytatywny. Dochód z niego przeznaczono właśnie na operacje wszczepienia jej stymulatorów. W mieście odbywały się także inne akcje i zbiórki na rzecz Ksymeny. Wydawało się, że wokół niej i jej rodziny stworzona została pozytywna aura. Życie szybko zweryfikowało ten pogląd.

NIE TA SZKOŁA, NIE TA OPIEKUNKA

W czerwcu tego roku dziewczynka ukończyła szkołę podstawową, gdzie uczyła się, korzystając z pomocy nauczyciela wspomagającego. Wtedy zaczęły się problemy. Rodzice Ksymeny i ona sama chcieli, by kształciła się dalej w Gimnazjum nr 1 z pomocą tej samej nauczycielki. Tuż przed końcem roku szkolnego mama dziewczynki, pani Katarzyna, rozmawiała na ten temat z naczelnikiem wydziału oświaty Robertem Dobrońskim. Ten poinformował ją, że Ksymena nie może uczęszczać do „jedynki”, lecz do „dwójki”, która ma status szkoły integracyjnej. Według Katarzyny Brzózy, zapewniał jednak, że nie powinno być problemu z zatrudnieniem tam dotychczasowej nauczycielki wspomagającej. Rodzice Ksymeny, aby mieć pewność, że wszystko potoczy się po ich myśli, złożyli jeszcze pisemny wniosek ze swoimi prośbami. Mijały jednak tygodnie, a żadna odpowiedź z urzędu nie nadchodziła.

– Żyłam w nieświadomości do końca sierpnia. Poszłam wtedy do pana Dobrońskiego i usłyszałam, że nie ma możliwości zatrudnienia dotychczasowej nauczycielki, a naszą córką zaopiekuje się pani zatrudniona przez urząd pracy – opowiada Katarzyna Brzózy. - Wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko się dobrze ułoży i posłałam dziecko do Gimnazjum nr 2. Matka dziewczynki nową opiekunkę poznała dopiero podczas rozpoczęcia roku szkolnego. W ocenie Katarzyny Brzózy, kobieta nieposiadająca żadnego przygotowania pedagogicznego nie bardzo nadawała się do powierzonej jej roli. – Zdarzyło się, że zostawiła Ksymenę bez opieki, bo akurat skończyły się jej godziny pracy – opowiada matka dziewczynki. Nowa sytuacja, stres i nie najlepszy kontakt z nową opiekunką odbiły się na zdrowiu gimnazjalistki.

– Zaczęła mieć znów problemy z chodzeniem, mdlała. Rehabilitant stwierdził, że ruchowo cofnęła się o kilka miesięcy – mówi Katarzyna Brzózy. Na dodatek niepełnosprawną dziewczynkę umieszczono w klasie o profilu ... plastyczno-sportowym. – Było to dla niej bardzo przykre, bo wiedziała, że nie dorówna rówieśnikom – podkreśla mama Ksymeny. Kilka razy próbowała rozmawiać o problemach swojego dziecka z dyrektor Gimnazjum nr 2 Teresą Feszczyn. Według pani Katarzyny, rozmowy te nie dały żadnego efektu.

ODPOWIEDŹ TAKA, ŻE OPADŁY RĘCE

Zestresowana i zniechęcona dziewczynka przestała chodzić do szkoły. Wtedy rodzice postanowili interweniować u burmistrz Danuty Górskiej. Wystosowali do niej pismo, w którym przedstawili całą sprawę. Pełna ogólników odpowiedź zupełnie ich zaskoczyła i rozczarowała. Burmistrz już na samym początku wytyka rodzicom brak załączenia do dokumentów orzeczenia z poradni oraz zapewnia, że dyrektor gimnazjum „jako doświadczony pedagog wszelkie podejmowane działania uzgadniał z dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 3”. Akcentuje także, że sprawa Ksymeny była pod koniec sierpnia omawiana na zebraniu wszystkich dyrektorów poświęconym problemom organizacyjno-dydaktycznym w nowym roku szkolnym. „Dotychczas nasze działania nie budziły Państwa zastrzeżeń i nie mamy powodów do zmiany tak dobrych relacji” – czytamy w piśmie burmistrz, która kłopoty Ksymeny próbuje tłumaczyć ... przejściem na kolejny etap edukacji.

– Taka odpowiedź to po prostu wstyd, opadły mi ręce, gdy ją przeczytałam – komentuje Katarzyna Brzózy. Nie wskórawszy nic u burmistrz, szukała pomocy u przewodniczącej rady Beaty Boczar. Także bez rezultatu.

SKARGA NA BURMISTRZ

Zdesperowana pani Katarzyna, napisała skargę do kuratorium. Dopiero ta interwencja odniosła skutek – 17 września przysłano wizytatorkę, która sprawdziła, czy Ksymena mogłaby uczęszczać do Gimnazjum nr 1. Jeszcze tego samego dnia dziewczynkę przyjęto do tej szkoły. Zapewniono jej tu również pomoc nauczyciela wspomagającego mającego odpowiednie kwalifikacje, ale dopiero od 4 października. Co ciekawe, nauczycielka ta do czerwca była zatrudniona w Gimnazjum nr 2, ale nie przedłużono z nią umowy, tłumacząc to tym, że w szkole nie ma potrzeby dodatkowego etatu nauczyciela wspomagającego. Pani Katarzyna martwi się, że wkrótce problem powróci, bo nowa nauczycielka Ksymeny została zatrudniona tylko do końca roku szkolnego. I choć wszystko skończyło się pomyślnie dla dziewczynki, to jej rodzice wcale nie uważają sprawy za zamkniętą.

– Nie możemy się pogodzić z tym, jak nas potraktowano. Zbywanie, męczenie, milczenie i obojętność, z jaką się zetknęliśmy, były chyba po to, żeby nas zniechęcić – nie kryje goryczy Katarzyna Brzózy. Dlatego wraz z mężem złożyła na ręce przewodniczącej rady skargę na działalność burmistrz Danuty Górskiej. Zdaniem rodziców doszło do pogwałcenia zapisów ustawy o systemie oświaty, zapewniającej dzieciom i młodzieży niepełnosprawnej możliwość pobierania nauki we wszystkich typach szkół, zgodnie z ich indywidualnymi potrzebami. „Jak dotychczas nie zauważyliśmy ze strony Pani Dyrektor Gimnazjum nr 2, ani Pana Naczelnika Wydziału Oświaty Roberta Dobrońskiego, ani też Pani Burmistrz Górskiej, żadnej pomocy w edukacji i rozwoju Ksymeny” - piszą w skardze rodzice dziewczynki. Ich zdaniem, gdyby nie ta skarga oraz zainteresowanie mediów całą sprawą, dziewczynka nadal uczęszczałaby do „dwójki” bez odpowiedniej pomocy.

DALIŚMY JEJ PRZECIEŻ 1%

O ustosunkowanie się do zarzutów państwa Brzózy, poprosiliśmy burmistrz Szczytna. Danuta Górska odmówiła nam jednak komentarza, odsyłając do naczelnika Dobrońskiego.

- Nie będę się wypowiadała, bo z jednej strony sprawa jest już załatwiona, a z drugiej rozpatrywana przez komisję rewizyjną – mówi burmistrz, zapewniając jednak, że zarówno ona, jak i podlegli jej urzędnicy dołożyli wszelkich starań, by zapewnić dziewczynce odpowiednie warunki do nauki. W podobnym tonie wypowiada się Robert Dobroński.

– Zrobiliśmy wszystko, żeby temu dziecku pomóc. Zarzut bezduszności bardzo głęboko dotyka nasz wydział. Dowodem na to, że nie jesteśmy takimi ludźmi jest to, że cztery spośród pięciu zatrudnionych w wydziale osób dokonały odpisu 1% podatku na rzecz Ksymeny – słyszymy od naczelnika. Dlaczego zatem nie odpowiedział pisemnie na wniosek rodziców, choć wymagają tego zapisy Kodeksu Postępowania Administracyjnego?

– Pismo pani Brzózy było zwykłym pismem, które nie miało rygorów określonych w postępowaniu administracyjnym - odpowiada. Tłumaczy, że po czerwcowej rozmowie z Katarzyną Brzózy sam podpowiedział jej, by złożyła w urzędzie pismo. Jednocześnie poinformował ją, że sprawa i tak zostanie rozpatrzona dopiero pod koniec sierpnia podczas spotkania z dyrektorami szkół.

Robert Dobroński zaprzecza też, by obiecywał matce dziewczynki, że w gimnazjum będzie się nią zajmować ta sama osoba co w szkole podstawowej.

Niezatrudnienie nauczycielki wspomagającej z SP nr 3 uzasadnia względami finansowymi. – Ta pani była finansowana z urzędu pracy, ale już dalej nie mogła być, bo wyczerpała limit tego rodzaju zatrudnienia. Dyrektor Gimnazjum nr 2 czyniła starania, by przyjąć Ksymenę. W związku z tym otrzymała zadanie zatrudnienia osoby mającej zająć się uczennicą.

Dlaczego była to osoba bez wykształcenia pedagogicznego? Według naczelnika, miasto od kilku lat prowadzi politykę oszczędności i dlatego, kiedy tylko jest taka możliwość, za pośrednictwem urzędu pracy sięga po osoby bezrobotne. Ma zastrzeżenia do postępowania rodziców dziewczynki.

- Kiedy podejmowaliśmy działania na rzecz zapewnienia jej opieki, pani burmistrz miała telefony m. in. z TVN-u – mówi naczelnik Dobroński. Podkreśla też, że sam osobiście angażował się w pomoc Ksymenie, gdy ta uczyła się jeszcze w SP nr 3. Inne zdanie na ten temat ma jednak Katarzyna Brzózy.

– Już wtedy był problem, bo tłumaczono nam, że córka powinna chodzić do szkoły integracyjnej. My jednak nie chcieliśmy odrywać jej od dotychczasowego środowiska – mówi. Czuje się mocno dotknięta postawą burmistrz Górskiej oraz podległych jej urzędników. - Gdyby chodziło o mnie, machnęłabym na to wszystko ręką, ale przecież w grę wchodziło moje dziecko, o które zawsze będę walczyć.

Ewa Kułakowska/ Fot. A. Olszewski